czwartek, 1 sierpnia 2013

Zapiaszczone łańcuchy - dzień zero

BIUROWY PORANEK


Poprzedniego wieczora pakowanie przeciągnęło się, więc nie wstałem zbytnio wyspany. Mimo podekscytowany czekającą mnie wyprawą ruszyłem do pracy. Ze względu na ilość bagażu jechałem zdecydowanie ostrożniej niż zwykle - nie przejeżdżałem tak często na "późnym żółtym" i nie ścigałem się z każdym napotkanym rowerzystą. Mimo to do biura dotarłem standardowo przed ósmą.

W poprzednim poście pisałem, że wszystko było zaplanowane, gotowe i cudowne. Otóż nie wszystko. Zamówione przez chłopaków sakwy nie chciały dojść. Planowaliśmy wyruszyć ok. 14, a tymczasem o 12 jeszcze nie było ani widu, ani słychu po nich. Mi do szczęścia brakowało gum, które ładnie zepną cały bagaż - sznurki ze spodni nieoczekiwanie nie spełniły swojego zadania. Pasek spełnił.

Na szczęście wszystko wyszło jak na amerykańskich filmach: sakwy przyszły w ostatnim możliwym momencie, więc mimo drobnych stresów mogliśmy spokojnie ruszać w drogę. Każdy z nas w biurze nadał imię swojemu rowerowi (mój "Wesoły Romet", został przechrzczony na "Czołg" podczas samej wyprawy), a zatem mam zaszczyt przedstawić:

"Wesoły Romet" vel. "Czołg" - Marcina

"Pomidor" Mateusza

"Rumak" Michała

KOLEJOWO

Punktem zbornym wybrany został dworzec PKP. Ze względu na to, że jechaliśmy pociągiem miało to jakiś głębszy sens. Pierwotny plan zakładał przejazd TLK ok. 15:30, który na miejscu był ok. 20:00. Niestety próba kupienia biletów rowerowych na pół godziny przed odjazdem nie jest najlepszym pomysłem, więc musieliśmy się zadowolić osobowym, który dobijał do Kołobrzegu dopiero po 22:00.

Na dworcu spotkaliśmy Karola (brata Mateusza) oraz jego rower. Okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. Na dodatek był z nas wszystkich najlepiej przygotowany kondycyjnie. Karol prowadzi bloga rowerowego, na którego serdecznie zapraszam: http://www.bikestats.pl/rowerzysta/kalorr
"ORP Niestabilny" Karola


Po drobnych korektach rowerowych (wymiany błotników, dodanie świateł, zjedzenie pizzy) i zakupach na podróż wsiedliśmy do naszego wagonu. Pogoda dopisywała, a dzięki klimatyzacji i dużej ilości wody mogliśmy spokojnie zająć się rozmową:

fot. Michał

fot. Michał

fot. Marcin


DZIAŁECZKA MICHAŁA, CZYLI KOLACJA MISTRZÓW

W Kołobrzegu mieliśmy spać na działce u Michała. Dodatkowo miał na na czekać "drobny poczęstunek". W najśmielszych snach nie oczekiwałem tego co tam zastaliśmy. Ilość i smak tego co na nas czekało skłoniło nas do pomysłu, żeby jednak nie ruszać dalej, a cały weekend spędzić tutaj. Z tego miejsca chciałem podziękować rodzicom Michała za taką gościnę! Dziękujemy!

Po uczcie pozostało nam tylko rozbić namioty, posprzątać po sobie i iść spać, by rano wyruszyć na spotkanie z przygodą...


Inne części relacji:

Relacja Karola:

2 komentarze:

  1. romet to solidna rzecz. mam w piwnicy takiego, i w sumie to nie wiem co z nim zrobić. za dobry, żeby wyrzucić, za starty żeby sprzedać ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę się obawiałem, że mi się rozsypie, bo w tym roku już kilka razy musiałem go prowadzić do domu.
    Kupiłem go w zeszłym roku za Jacka Danielsa, więc być może za tyle mógłbyś go komuś sprzedać ;]

    OdpowiedzUsuń